mercoledì 14 ottobre 2015

Konflikt bez wyjścia. Wojna w Syrii - tło i przyczyny

W okresie zimnej wojny ulubionym terenem starć dwóch supermocarstw była Ameryka Łacińska – jej rewolucje i dyktatury. Do tej pory incydent zbrojny w Zatoce Świń w 1961 r,. jest uważany za moment najwyższego zagrożenia III wojną światową. Dziś mamy papieża Argentyńczyka i świeżo otwartą Ambasadę Amerykańską na Kubie. W latach 1979-1989 terenem „wojny zastępczej” stał się Afganistan – był to jeden z najbardziej krwawych konfliktów po II wojnie światowej. Przez blisko 10 lat Związek Radziecki walczył z mudżahedinami szkolonymi, zbrojonymi i wspieranymi przez Stany Zjednoczone. Wycofanie się ZSRR z Afganistanu było preludium jego upadku.
Atak na WTC i Pentagon zmieniły oblicze świata, dając wszystkim zielone światło do „wojny z terroryzmem”. 7 października 2001 r., sojusz Północno Atlantycki i jego sprzymierzeńcy wkroczyli do Afganistanu. Międzynarodowe Siły Wsparcia Bezpieczeństwa zakończyły tam swoją misję w 2014 r. Pomimo planu bilateralnego Paktu o bezpieczeństwie, przewidującego wycofanie wszystkich amerykańskich sił z Afganistanu do końca 2016 r., nie wiadomo czy będzie to realne. Dla USA to najdłuższa wojna od czasów Wietnamu. Zabicie Usamy ibn Ladena w 2011 r., podczas akcji „Trójząb Neptuna” w Pakistanie, nie doprowadziło do zlikwidowania networku Al-Ka’idy, która ma się wciąż dobrze. Jego aktualny przywódca Ajman Al-Zawhiri – zaledwie miesiąc temu wzywał młodych muzułmanów, aby brali przykład z braci Carnajewów (dokonali zamachu podczas maratonu w Bostonie) i Kouachi (sprawców zamachu na redakcję „Charlie Hebdo”) i twierdził, że choć nie uznaje legalności samozwańczego kalifatu byłby gotów współpracować z IS przy zabijaniu krzyżowców, sekularystów i szyitów.

Skutki bombardowania demokracją

W ramach doktryny „ataku prewencyjnego” administracji Georg’a W. Busha - USA i siły sprzymierzone uderzyły na Irak 20 marca 2003 r. (w skład koalicji wchodziło: 250 tys. żołnierzy z USA; 45 tys. z Wielkiej Brytanii; 2 tys. z Australii; 180 z Polski [oddziały BOR], wspierane przez 50 tys. partyzantów kurdyjskich). Przeciwko atakowi na Irak wypowiedziała się większość członków Rady Bezpieczeństwa (W tym Rosja, Chiny i Francja). Oficjalnie działania zbrojne zakończyły się już 1 maja 2003 r. Saddama Husajna aresztowano 13 grudnia 2003 r., - był asem w amerykańskiej talii kart 52 poszukiwanych członków jego reżimu z sunnickiej partii Baas. Powieszono go trzy lata późnej na podstawie wyroku sądu najwyższego. Jeszcze przed II wojną w Zatoce Perskiej w kuluarach administracji amerykańskiej narodziła się idea „eksportowania demokracji” na cały Bliski Wschód – czego modelem miała być właśnie „Operation Iraqi Freedom”.
Dżama’at at-Tauhid wa-al-Dżihad (Al-Ka'ida Mezopotamii) zaczątek salafickiej (sunnickiej) partyzantki terrorystycznej pod wodzą Abu Musaba Az-Zarkawiego (zabity w nalocie amerykańskim w 2006 r.), sięga okresu bezprawia w Iraku, który rozpoczął się po zwycięstwie Amerykanów. Imię Az-Zarkawiego, które świat poznał po porwaniu i okrutnym zabójstwie Nicka Berga, jest związane z bitwami o Falludżę, które stały się punktem zwrotnym w okresie stabilizacji Iraku. Udział w wojnie najemników pracujących dla prywatnych firm wojskowych (spalenie i powieszenie na moście ciał czterech pracowników Blackwater było bezpośrednią przyczyną pierwszej bitwy), zbombardowanie meczetu oraz użycie białego fosforu – wzbudziło wiele kontrowersji. W tym okresie pierwsze grupy milicji z byłych szeregów partii Baas, szkolone i zbrojone przez USA przechodziły na stronę al-ka'idystów i ekstremistów. Wojska amerykańskie stabilizujące kraj zaczęły być postrzegane przez Irakijczyków jako siły okupacyjne.
Po śmierci az-Zarkawiego, 15 października 2006 roku organizacja kierowana przez jego następcę - Abu Abd Allah ar-Raszid al-Baghdadiego (zabity w 2010 r.), przyjęła nazwę Państwa Islamskiego w Iraku. Schedę po nim przejął Abu Bakr al-Baghdadi (zwany al-Baghdadim II). Wojska amerykańskie wycofały się z Iraku w 2011 r. Od tego momentu salaficka organizacja terrorystyczna rozpoczęła zamachy bombowe na terenie całego kraju wymierzone w szyitów i struktury państwowe, co doprowadziło na skraj domowej wojny religijnej i zainfekowało cały Bliski Wschód.

Putin miał kalifat pod nosem

Już 11 października 1999 r., wybuchła trwająca niemal 10 lat, II wojna czeczeńska. Można ją podzielić na dwie fazy: regularna wojna trwająca od października 1999 do kwietnia 2000, walki partyzanckie od kwietnia 2000 do kwietnia 2009 r.  Po powstaniu Państwa Islamskiego w Iraku, również separatyści czeczeńscy od 2007 roku zabiegali o utworzenie muzułmańskiego, ponadetnicznego państwa wyznaniowego, mającego obejmować niemal całe terytorium Kaukazu Północnego. Samozwańczy Emirat Kaukaski został uznany za organizację terrorystyczną przez Rosję, ONZ, UE i USA. II wojna czeczeńska zakończyła się wcieleniem Republiki Czeczeńskiej do FR.  Na Kaukazie Północnym incydenty zbrojne nasiliły się po ogłoszeniu samozwańczego kalifatu na Bliskim Wschodzie.
Bezpośrednimi przyczynami wybuchu II wojny czeczeńskiej były zamachy bombowe przeprowadzone w Moskwie, Riazaniu i Władywostoku mające miejsce w 1999 r. Istnieje hipoteza, że za nimi stali nie separatyści, ale rosyjskie służby specjalne. Faktem jest jednak, w Czeczeńskiej Republice Iczkerii w latach 1996-1999 doszło do całkowitego rozkładu struktur państwowych, wprowadzono szariat, rozwijano kontakty z już istniejącą z Al-Kaidą, i próbowano utworzyć islamski kalifat po ataku na Dagestan.
Najgłośniejszymi zamachami terrorystycznymi był atak na moskiewski teatr na Dubrowce w październiku 2002 r. dokonany przez szahidki (czarne wdowy kamikadze), wysadzenie w locie dwóch samolotów cywilnych w sierpniu 2004 r. (również przez kobiety-samobójczynie) i zamach w metrze moskiewskim oraz najokrutniejszy atak na szkołę w Biesłanie 1 września 2004 roku, kiedy to na skutek działań zamachowców i szturmu rosyjskich oddziałów specjalnych oraz milicji zginęło blisko 350 osób a 700 zostało rannych. Ataku w Północnej Osetii dokonała grupa uzbrojonych terrorystów należących do sił czeczeńskiego dowódcy Szamila Basajewa.
Niektórzy amerykańscy krytycy polityki Putina uważają, że Czeczeńska Republika Iczkerii przed I wojną czeczeńską (1994-96) była umiarkowanym państwem islamskim, a Asłan Maschadow (który pokonał w wyborach radykalnego islamistę Szamila Basajewa) oraz historyczny przywódca Dżochar Dudajew zostali zgładzeni w niejasnych okolicznościach, najprawdopodobniej przez rosyjskie służby specjalne, co utorowało drogę do przejęcia władzy przez Ramzana Kadyrowa. Wojska rosyjskie stosowały strategię spalonej ziemi, pacyfikacje i tortury w tajnych więzieniach.

Wiosna arabska bardzo zielona

Rok wcześniej, 7 grudnia 2010 r., bezrobotny uliczny sprzedawca tunezyjski Mohamed Bouazizi podpalił na znak protestu przeciwko ciężkiej sytuacji w kraju – to dało początek fenomenowi nazywanemu „Wiosną Arabską”, która przyniosła wiele płonnych nadziei na przemiany demokratyczne na Bliskim Wschodzie. Przez cały region przeszła fala zbiorowych protestów przeciwko panującym dyktaturom oraz samospaleń. W niektórych krajach zrywy przeradzały się w rewolucje, tłumione przez reżim. W 2011 r. prezydent Tunezji - Zajn al-Abidin ibn Ali uciekł z kraju. W grudniu 2010 r. fala protestów wybuchła w Algierii, w wyniku której zniesiono stan wojenny trwający od 1992 r.  25 stycznia 2011 r. rozpoczęła się rewolucja w Egipcie, która odsunęła od władzy Husniego Mubaraka. W drodze demokratycznych wyborów w 2012 roku nowym prezydentem Egiptu został wybrany Muhammad Mursi z islamskiej organizacji Braci Muzułmańskich. Po rocznych rządach obalono go wskutek nowych protestów i puczu wojskowego, a następnie skazano na karę śmierci. W lutym 2011 r. wybuchła wojna domowa w Libii, po ośmiu miesiącach walk Mauammara Al-Kaddafi został zmuszony do ucieczki, a potem zastrzelony przez powstańców. Od samego początku w Libii interweniowały zbrojnie różne kraje (USA, Wielka Brytania, Francja, Kanada) wykazując sprzeczność interesów. W marcu rozpoczęła się w końcu interwencja zbrojna sił NATO, w której koalicji brało udział 16 państw.
W tym samym roku wybuchło powstanie w Syrii (15 marca 2011 r.). Dyktator Baszszar Al-Asad przystąpił do jego krwawej represji. W krótkim czasie rewolucja przemieniła się w multilateralną wojnę domową, trwającą do tej pory i będącą jednym z najpoważniejszych kryzysów regionalnych od czasu II wojny światowej. Także on jest przedstawicielem baasizmu (czyli arabskiego lewicowego nacjonalizmu dążącego w latach 60-tych ubiegłego wieku do stworzenia jednego, zjednoczonego światowego Państwa Arabskiego). Tyle tylko, że Asad jest alawitą, czyli wyznawcą synkretycznego prądu religii szyickiej.
Wszystkie strony konfliktu dopuściły się zbrodni wojennych: zamachy, masowe egzekucje, rozstrzelania, pacyfikacje całych miejscowości, bombardowania ludności cywilnej, porwania, tortury, morderstwa, czystki etniczne. Na dyktatorze Asadzie ciąży oskarżenie o użycie broni chemicznej. Ataki bronią chemiczną zostały przeprowadzone 19 marca 2013 r., w Chan al-Asal nieopodal Aleppo oraz 21 sierpnia 2013 w Ghucie na wschód od Damaszku. Według szacunków opozycji w tym ataku gazowym zginęło od 355 do 1821 osób. Byłby to drugi najgroźniejszy akt wojenny z użyciem broni niekonwencjonalnej po ataku gazowym lotnictwa Husajna na zamieszkałą przez ludność kurdyjską Halabdżę w 1988 r., podczas wojny iracko-irańskiej, kiedy to zginęło ok. 5000 osób.

Wszystkie fronty syryjskie

W lipcu 2011 r. zbuntowani oficerowie armii Asada powołali Wolną Armię Syrii, wspieraną między innymi przez Turcję, z której terytorium dowodził nią jej pierwszy dowódca Rijad al-Asad. Rok później liczyła ona blisko 100 tys. żołnierzy i zagrażała poważnie siłom rządowym. W grudniu 2012 r., w Antalyi doszło do powołania Najwyższej Rady Wojskowej WAS, która została zdominowana przez salafitów i Bractwo Muzułmańskie. Jej szefem został gen. Salima Idrisa. Na spotkaniu byli obecni nieformalnie przedstawiciele USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Jordanii i krajów Zatoki Perskiej. Gen. Idrisa domagał się dozbrojenia syryjskich rebeliantów, co zostało wykonane, włącznie z przekazaniem WAS pocisków ziemia-powietrze.
Od tamtego momentu opozycja Asada, zaczęła się dzielić. Powstał w miarę umiarkowany Syryjski Front Wyzwolenia Islamu (mający na celu wprowadzenie rządów islamskich po upadku dyktatury i sponsorowany przez Arabię Saudyjską, Katar i Turcję), Syryjski Front Islamski (konfederacja salafickich i sunnickich radykalnych ugrupowań zbrojnych). Obie organizacje, wraz z Kurdyjskim Frontem Islamskim połączyły się w największą opozycyjną syryjską siłę zbrojną – Front Islamski, którego celem jest utworzenie niezależnego kalifatu islamskiego z prawem koranicznym na terenach Syrii i Kurdystanu, ale i walka z Państwem Islamskim. To organizacja, o której nierozsądne sponsorowanie podejrzewa się Zachód i której udało się przejąć broń z magazynów WAS. W końcu trzecie, najbardziej radykalne syryjskie ugrupowanie zbrojne Front Obrony Ludności Lewntu – zwany także Frontem al-Nusra początkowo sprzymierzył się z Państwem Islamskim w Iraku. Front al-Nusra jest odpowiedzialny od 2012 r. za bardzo liczne zamachy terrorystyczne, przynoszące także wiele ofiar cywilnych. Działając jako filia Al-Kaidy w Syrii, przyjął na teren kraju dżihadystów zagranicznych (głównie z krajów Arabskich, Afganistanu i byłych Republik Radzieckich). Jego liderem jest Abu Muhammed al-Dżaulani.

Rozłam Al-Kaidy

Al-Dżaulani przyrzekł wierność spadkobiercy ibn Ladena – Ajmanowi Al-Zhawiri. Od czasu wycofania się USA z Iraku, do Syrii zaczęli przenikać także ludzie Al-Baghdadiego. 8 kwietnia 2013 r. Al-Baghdadi ogłosił podporządkowanie sobie Frontu Al-Nusry, czemu Al-Dżaulani zaprzeczył. Także Al-Zhawiri w swoim liście otwartym uznał decyzję przywódcy Państwa Islamskiego w Iraku za błędną i anulował ją. Pomimo tego 15 czerwca 2013 r., Al-Baghdadi ogłosił powołanie Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie (ISIS) i jego siły rozpoczęły podbój Syrii. Pomimo początkowej współpracy, pół roku później doszło do zbrojnej konfrontacji pomiędzy dwoma odłamami Al-Kaidy. Front Al-Nusra walczy obecnie regularnie z Asadem i z PI. Stary lekarz egipski już dwukrotnie wezwał PI do samorozwiązania się i podporządkowania terrorystycznej formacji syryjskiej. W wydanym oświadczeniu internetowym odciął się od spektakularnych krwawych metod: „Al-Ka’ida nie ma żadnych powiązań organizacyjnych z tą grupą (ISIS) i nie ponosi odpowiedzialności za jej działania”, gdyż zaczęły przynosić szkodę globalnemu dżihadowi.
Szacowano, że podczas pierwszej fazy ekspansji terytorialnej w szeregach ISIS walczyło 80 tys. bojowników pochodzących z bardzo wielu krajów świata, także z UE i FR – 30 tys. w Iraku i 50 tys. w Syrii. Ofensywa militarna osiągnęła szybko także terytoria Libanu. 29 czerwca 2014 r. Al-Baghdadi powołał samozwańczy kalifat zwany Państwem Islamskim (PI).
W wyniku ofensywy Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie, Irak de facto rozpadł się na trzy części kontrolowane przez sunnickich dżihadystów, Kurdów i władze centralne podlegające rządowi Nuriego al-Malikiego. ISIS zdobył antyczną Samarrę, Mosul, Ninawę, rodzinny Tikrit Husajna, „męczeńską" Falludżę, Abu Ghurajb słynny z więzienia i tortur amerykańskich, granicę jordańsko-syryjską.
Lista zbrodni wojennych popełniona  przez ISIS i jej sprzymierzeńców jest bardzo długa. Czystki etniczne na chrześcijanach (rozpoczęte masakrą w Ad-Duwajr przy granicy z Libanem), jazydach, alawitach, szyitach, umiarkowanych sunnitach, Kurdach, Turkmenach. Nawracanie siłą na islam. Gwałty na kobietach traktowanych jako niewolnice wojowników kalifatu. Porwania zakładników zagranicznych. Okrutne egzekucje "medialne" poprzez podcinanie gardła, rozstrzelania, spalenie żywcem. Zniszczenie światowego starożytnego patrymonium kultury (Nimrud, Hatra, Palmyra) . Zamachy terrorystyczne przy pomocy samochodów-pułapek i kamikadze.
Od 8 sierpnia 2014 r. Stany Zjednoczone podjęły nową interwencję lotniczą na terenie Iraku, rozciągniętą później także na obszar Syrii. Prezydent USA Barak Obama rozpoczął konsultacje w celu stworzenia szerokiej koalicji, która będzie wspierać fronty anty-PI z powietrza i krajów ościennych.

Bitwa o Kobane

We wrześniu 2014 r., rozpoczęła się ofensywa na Kobane (arabskie Ajn al-Arab), trzeciego co do wielkości kurdyjskiego miasta na pograniczu Syrii i Turcji. Krwawe walki trwały cztery miesiące. Kobane stało się symbolem zagrożenia i zwycięstwa z Państwem Islamskim. Wielu obserwatorów przyrównywało batalię do Powstania Warszawskiego.
Kurdowie to największy, 25 milionowy naród bez własnego państwa. Ich górzysta kraina jest podzielona przez Iran, Irak, Turcję i Syrię. Iracki Region Kurdystanu po I wojnie w Zatoce Perskiej zdobył szeroką autonomię - parlament i nawet struktury obronne. Po ogłoszeniu przez dzihadystów Państwa Islamskiego na północy Iraku i wschodzie Syrii, Kurdowie opanowali opuszczony przez armię rządową region Kirkuku. Kurdyjscy peszmerga jako pierwsi wzięli do ręki broń, aby walczyć z PI na terenie Iraku.
W Syrii Kurdowie stanowią 10% ludności. W Turcji żyje ich aż 15 mln i stanowią 1/5 populacji. W tym kraju Kurdowie dążący od lat do zdobycia niepodległości, toczyli zawsze walkę polityczną i zbrojną z rządem centralnym, w której zginęło ponad 40 tys. bojowników Kurdyjskiej Partii Pracy. W 2013 r. po ogłoszeniu rozejmu, PKK wycofało się do irackiego Kurdystanu.
Państwo Islamskie przez wiele tygodni próbowało zdobyć Kobane, napotykając na twardy opór Powszechnych Jednostek Obrony (YPG) - sił kurdyjskich walczących w Syrii.
W konflikcie zginęły setki ludzi, a ponad 200 tys. uciekło do sąsiedniej Turcji. Walki Kurdów wspierała z powietrza koalicja pod dowództwem USA. W nalotach na IS w Iraku poza lotnictwem amerykańskim biorą udział siły powietrzne Australii, Belgii, Kanady, Danii, Francji, Holandii i Wielkiej Brytanii. Natomiast w bombardowania dżihadystów w Syrii zaangażowane jest lotnictwo USA, Bahrajnu, Jordanii, Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Zarzuca się prezydentowi Turcji Recepowi Tyypowi Erdoganowi, że oprócz wspierania i zbrojenia Wolnej Armii Syrii i Frontu Islamskiego, wspierania początkowo oddziałów peszmerga walczących o Kobane, po ich zwycięstwie skierował działania ofensywne także przeciwko Kurdom z KPP.
Kobane i większość prowincji została odbita z rąk PI 29 stycznia 2015 r. Było to jak do tej pory jedyne i najbardziej symboliczne zwycięstwo nad samozwańczym kalifatem.

Na scenę wchodzi Rosja i Turcja

Od dnia 30 września 2015 r., kolejnym aktorem, który wszedł na scenę konfliktu bliskowschodniego jest Federacja Rosyjska. Jej wojska przeprowadzają nie tylko bombardowania, wkroczyły również na syryjskie terytorium by walczyć u boku sił rządowych Baszszara al-Asada. Władimir Putin deklaruje chęć rozprawienia się z Państwem Islamskim, widząc nieudolność USA i uzasadnia to tym, że aż 3 tys. rosyjskich obywateli jest w jego szeregach, co może stanowić poważne zagrożenie terrorystyczne dla FR. W rzeczywistości Rosjanie wzięli na cel wszystkich przeciwników syryjskiego dyktatora - a przede wszystkim syryjskich rebeliantów z Frontu Islamskiego, szkolonych przez Amerykanów - którzy z kolei nie chcą pozostawić Asada u władzy. Samoloty Federacji Rosyjskiej bombardujące w Iranie naruszają również turecką przestrzeń powietrzną stosując jasną prowokację. Prezydent Turcji, która jest członkiem NATO zażądał przestrzegania 5 punktu Paktu Atlantyckiego (agresja na jeden z krajów jest atakiem na wszystkie kraje członkowskie), w razie gdyby doszło do incydentów. Rosjanie wspierają również politycznie i najprawdopodobniej także w inny sposób Kurdów, których dążenia niepodległościowe Erdogan postrzega jako zagrożenie dla Turcji. Nie należy zapominać, że lider tureckiej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (który utrzymuje się przy władzy od 2002 r., jako premier, a teraz prezydent) również ma aspiracje dyktatorskie i w ostatnich latach powrócił na drogę islamskiego ultrakonserwatyzmu.
10 października 2015 r., w Ankarze doszło do jednego z największych zamachów terrorystycznych ostatnich czasów. Podczas manifestacji prokurdyjskiej Ludowej Partii Demokratycznej (HDP) wybuchły dwie bomby. Źródła rządowe podają liczbę 96 ofiar śmiertelnych i oskarżają o zbrodniczy atak dwóch kamikadze z Państwa Islamskiego. Opozycja twierdzi, że jest co najmniej 128 zabitych, 508 rannych, z których 160 z ciężkimi obrażeniami. Oskarża również prezydenta o to, że do Turcji powróciła "strategia napięcia", wywoływana przez służby specjalne. Zaledwie cztery miesiące wcześniej (20 lipca 2015 r.) miał miejsce zamach w Suruc w czasie konferencji Federacji Młodzieży Socjalistycznej dotyczącej odbudowy miasta Ajn al-Arab (bohaterskiego Kobane), które uległo zniszczeniu w wyniku walk Kurdów z PI. Zginęły wtedy 33 osoby i 104 zostały ranne. Również ten zamach został przypisany kamikadze związanemu z Pstwem Islamskim. Dwa dni później Turcja zezwoliła by samoloty amerykańskie biorące udział w bombardowaniach Iraku startowały z jej bazy w Incirlik. Również lotnictwo tureckie przyłączyło się do nalotów uderzając jednak w cele Kurdyjskiej Partii Pracy na terytorium irackim. W odwecie KPP dokonało serii zamachów terrorystycznych na tureckich żołnierzy i policję. Rozejm pokojowy trwający blisko dwa lata zakończył się tuż przed nowymi wyborami parlamentarnymi przewidzianymi na 1 października br., które mogą zagrozić po raz pierwszy rządzącej od 13 lat  partii AKP. Jak na razie nie ma żadnej pewności kto naprawdę stoi za tureckimi zamachami.

Konflikt bez wyjścia

Jak do tej pory wydaje się, że walka z Państwem Islamskim jest najmniejszym zmartwieniem stron biorących udział w zaostrzającym się konflikcie bliskowschodnim. Niektórzy byliby nawet skłonni zaakceptować fakt istnienia samozwańczego kalifatu, który przejął kontrolę nad produkcją irackiej ropy, przymykając oko na okrucieństwa i prawo szariatu, tak jak zrobiono to z talibami w Afganistanie - oczywiście za cenę wyeliminowania własnych konkurentów i wrogów. Problem w tym, że każdy z aktorów konfliktu ma innych wrogów. Ameryka nie chce dalszych rządów Baszszara Al-Asada oskarżanego o zbrodnie przeciwko ludzkości i dominacji syryjskiej w tamtym regionie. Nie chce też dominacji sunnickiej i woli postawić na szyitów - czego przykładem jest podpisanie porozumienia nuklearnego z Iranem i zdjęcia embarga z tego państwa. USA postrzega w szyickim Iranie nowego najlepszego sojusznika w walce z salafickimi ekstremistami. Iran pomaga jednak nieoficjalnie Asadowi. To osłabia pozycję Izraela i Turcji jako najważniejszych graczy regionalnych wspieranych do tej pory przez Amerykanów. Izrael obawia się Iranu i nowej Intifady. Turcja boi się, że wzmocnieni Kurdowie, po upadku Syrii, mogliby utworzyć niepodległe państwo i mieć wobec niej roszczenia terytorialne. 
Rosjanie w rzeczywistości realizują na Bliskim Wschodzie własne interesy, odwracając uwagę od aneksji Krymu, prowadząc własną wojnę z dżihadem, osłabiając NATO oraz USA i UE, wspierając antydemokratyczny i dyktatorski model władzy. Rosja Putina w swoich imperialistycznych zakusach marzy o stworzeniu osi Moskwa-Teheran-Pekin i doprowadzenia do otwartej, światowej konfrontacji pomiędzy eurazjatami i atlantystami.
Państwa biorące udział w koalicji USA bombardującej obecnie Irak i Syrię też mają sprzeczne interesy. Bahrajn, Jordania, Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie nie chcą Asada i na jego miejscu wolałby nowy kalifat islamski. Francja i Wielka Brytania w Afryce postkolonialnej mają nadal sprzeczne interesy.
Pozostawienie Asada przy władzy nie rozwiąże jednak konfliktu, będzie tylko jego chwilowym zamrożeniem. Wzmocnienie szyitów przeciwko sunnitom popchnie region do wojny religijnej i do większej radykalizacji islamu. W samoistną demokratyzację Bliskiego Wschodu po "Wiośnie Arabskiej" raczej trudno uwierzyć - będzie to proces, który nie obejdzie się bez powrotu do religijnego średniowiecza.
Tak więc czeka nas długi, nieprzewidywalny i niebezpieczny konflikt w tamtej części świata, przynoszący kolejne dziesiątki i setki tysięcy zabitych i miliony uchodźców, destabilizujących swoim napływem Unię Europejską i mogący się przerodzić w III wojnę światową.
Praktycznie konflikt bez wyjścia, którego celem jest stworzenie nowego porządku świata, a nie walka z terrorystami z PI.

Agnieszka Zakrzewicz

venerdì 11 settembre 2015

Na uchodźcę! – nie dajmy się manipulować


Celem tego artykułu nie jest zmiana Waszych poglądów dotyczących przyjmowania uchodźców, islamu, islamizacji Europy czy zagrożenia terroryzmem islamskim. Każdy ma prawo mieć własne poglądy. Ważne jednak, aby były wynikiem przekonań, doświadczeń i przemyśleń, a nie efektem manipulacji.

Na uchodźcę! – nie dajmy się manipulować

Niedziela, 6 września to był sądny dzień dla polskiego Facebooka… Jak napisał pewien mój facebookowy znajomy: Dzisiaj przeczytałem deklaracje wielu moich znajomych, że wyrzucili ze swoich małych domków, jakimi są profile FB, tych którzy byli innego zdania niż oni. Teraz ci wyrzuceni migrują do innych domków, bo w geście solidarności z moimi znajomymi inni znajomi także ich usunęli spod dachu. Tworzą sporą grupę przemieszczającą się i trafiają tam gdzie inni dzielą ich widzenie świata bez zadawania pytań.
Wyrzuceni piszą różne wyrazy pod adresem wyrzucających bo oni ciągle piszą o otwartych sercach i drzwiach. Jedni i drudzy już się nie lubią. To była próba ponad siły obu stron.”…

Tak! Stało się! Większość polskich członków znanego medium społecznościowego, zorientowała się, że „przyjaciele”, których mniej lub bardziej świadomie mieli na swoim profilu – to ludzie o skrajnie odmiennych poglądach od nich. Jedni obrażali się za to, że inni są ksenofobami i rasistami, drudzy za to, że ci pierwsi chcą przyjmować uchodźców z otwartymi rękami, nie widząc oczywistych zagrożeń społecznych, kulturowych i cywilizacyjnych. Pod wpisami pojawiały się góry histerycznych komentarzy, pełnych wyzwisk i najgorszych treści, a wszystko argumentowano powielając te same, mniej lub bardziej „toksyczne memy” i „fejki”.
W powietrzu było czuć strach, sfrustrowanie, złość, nienawiść, żal, utratę zaufania, potrzebę rozdzielenia się i zamknięcia w sobie lub w mniejszych grupkach precyzyjnie naznaczonych ideologicznie, poprzez ślady treści wpisów pozostawionych na Facebooku. Cel został osiągnięty!

Facebook nie jest zwierciadłem społeczeństwa – wręcz przeciwnie. W aktywność na mediach społecznościowych są zaangażowani najbardziej ci, którzy używają ich jako narzędzia pracy lub ci, którzy w wirtualnej więzi społecznej szukają tego, czego brakuje im w realu. Dobrze uformowana intelektualnie, politycznie i kulturalnie większość nie ma raczej czasu na „siedzenie na fejsie”. Choć więc Facebook odzwierciedla tylko cząstkowo poglądy społeczeństwa – daje pełen obraz grup społecznych, które je tworzą.

Uchodźcy syryjscy niosą wojnę do Europy…

Ponieważ media społecznościowe są moim narzędziem pracy – często siedzę na Facebooku i mam w niego dość duży wgląd z racji ilości i przekroju społecznego moich „znajomych”. W dniu wielkiego „fejsbukowego uchodźstwa” zastanowił mnie szczególnie jeden wpis: „Boję się, ponieważ uchodźcy syryjscy niosą wojnę do Europy”. To właśnie to zdanie nakierowało mnie, aby zastanowić się nad pewnymi rzeczami i w rezultacie napisać ten tekst. Zaciekawiło mnie jak to możliwe, że dość duża grupa społeczna reprezentująca przynajmniej 30% poważnego, dużego i chrześcijańskiego kraju Europy Wschodniej, powtarza jak na zawołanie, choć w różnej formie, ten sam „toksyczny mem”, który brzmi mniej więcej tak: „To zaplanowana inwazja islamska. Przychodzą tu, aby odebrać nam pracę i domy, aby zislamizować Europę i zniszczyć chrześcijaństwo. To nie są uchodźcy z kobietami i dziećmi, ale 80% z nich to mężczyźni w sile wieku i dobrze ubrani, którzy powinni walczyć, a nie uciekać. Więc w ich zastępach muszą być terroryści islamscy, którzy będą nam podrzynać gardła i gwałcić polskie kobiety. Mamy więc prawo bać się i bronić prewencyjnie. Mamy prawo nie chcieć islamistów w Polsce. Nasza kultura, religia i cywilizacja nazbyt się różnią. To nie są ludzie, ale bestie!”

Szperając trochę po Internecie, znalazłam źródła inspiracji tego „toksycznego menu”, ale nie będę tu robić dodatkowej reklamy.
Co do refleksji fejsbukowego znajomego – uchodźcy syryjscy nie przynoszą wojny do Europy, bo ta „wojna hybrydalna” trwa tu już od dłuższego czasu, a polski Internet stał się ostatnio jednym z ulubionych pól „wojny informacyjnej”.

Nie dajmy się manipulować jak małe dzieci

To, że Polska i jej społeczeństwo są celem ataków „wojny informacyjnej” wielu obserwatorów zauważyło po rozpoczęciu działań zbrojnych na Ukrainie. Na forach polskich gazet pojawiły się wpisy podjudzające Polaków przeciwko Ukraińcom i grające na nastrojach narodowych oraz na faktach historycznych. Zaczęli się mnożyć w różnej formie wirtualni orędownicy pro-rosyjscy – zarówno w postaci fałszywych profili na Facebooku, jak i blogów lub portali  „masek”. W polskiej sieci pojawiało się coraz więcej „toksycznych memów” – zarówno prostackich, jak i bardzo wyrafinowanych, na których haczyki złapała się od razu większość znanych katolicko-prawicowych i ultrakonserwatywnych polskich mediów, powielając bezmyślnie rosyjską propagandę i wstrzykując ją do głów Polaków. Upowszechnił się „trolling” – utrwalający poczucie niepewności, zagrożenia wojną i prowadzący do radykalizacji oraz rozbicia polskiego społeczeństwa.

Od pewnego czasu – zarówno w Polsce, jak i na Zachodzie - trwają spekulacje, że jednym z ojców rosyjskiego trollingu jest Alegsander Dugin – geopolityk i historyk religii, uznawany za „szamana Putina” oraz prawdziwego twórcę ideologii rosyjskiego neoimperializmu, zwanego też współczesnym eurazjatyzmem. W celu pogłębienia tematu warto zapoznać  się z analizą Kazimierza Wóycickiego „Internet i „wojna informacyjna” prezydenta Putina. Raport Akademii Krzyżowa”. https://kazwoy.wordpress.com/2015/07/22/internet-i-wojna-informacyjna-prezydenta-putina-raport-akademii-krzyzowa/

Jak pisze Wóycicki: Wykorzystanie Internetu i sieci społecznościowych w celach polityczno-propagandowych w dużym stopniu zaskoczyło demokratyczny Zachód. Oczywiście widziano możliwości, jakie stwarza Internet dla prowadzenia kampanii wyborczej, czego nowatorskim przykładem była pierwsza kampania wyborcza prezydenta Obamy. Zrozumieli to również polscy politycy, chętnie używający twittera. Zwrócono uwagę na znaczenie Internetu podczas wiosny arabskiej, wyciągając z tego pochopnie optymistyczny wniosek, że w świecie sms-ów i twittera żadna dyktatura nie zdoła się utrzymać. Można też dodać, że sam euromajdan i rewolucja godności wiele zawdzięcza Internetowi, zaczynając od tego, że zaczęła się od wezwania przez FB Mustafa Nayyem, by zjawić na Placu Wolności.”

Tak więc Internet – a zwłaszcza media społecznościowe – może być bronią obusieczną. Z jednej strony budować społeczeństwo obywatelskie, gromadzić konsens wokół pozytywnych akcji i działań społecznych, promować demokratycznie i pluralistycznie politykę. Z drugiej strony może stać się narzędziem medialnego terroru, prowadzącym do dezintegracji społeczeństw otwartych i paraliżu politycznego, a także być instrumentem inwigilacji oraz propagandy pozwalającej manipulować nastrojami społecznymi i indywidualnymi.
Celem ataków „wojny informacyjnej” są środowiska skrajnie prawicowe lub lewicowe, te ultrareligijne i antyreligijne, a także środowiska antysystemowe, krytykujące nieudolność demokracji. To one chłoną najszybciej propagandę jako „zakonspirowaną prawdę”, a potem powielają ją infekując najpierw swoich zwolenników, a poprzez nich szerszą warstwę społeczną. Nowa „wojna informacyjna” polega na zakażaniu mediów „toksycznymi memami”, na budowaniu platform blogerskich, służących za „maski” i zwielokratniających bez podejrzeń efekt oryginalnej tuby propagandowej, na konfekcjonowaniu artykułów i materiałów wideo tłumaczonych później na inne języki i wypuszczanych przez wiarygodne kanały, czy też na produkcji „fejków” powielanych bezmyślnie na Facebooku przez całe grupy społecznościowe.

Narzędzia nowoczesnej „wojny informacyjnej”

Co to jest „fejk”? Słuszne  pytanie. To „podróbka” – czyli kopiarz, ktoś kto podszywa się pod kogoś na portalu społecznościowym, kradnąc jego tożsamość lub budując tożsamość wirtualną i wykorzystując ją do trollingu. Co to jest „trolling”? To antyspołeczne zachowanie w Internecie. Trollowanie polega na zamierzonym wpływaniu na innych użytkowników w celu ich ośmieszenia lub obrażenia (czego następstwem jest wywołanie kłótni) poprzez wysyłanie napastliwych, kontrowersyjnych, często nieprawdziwych przekazów czy też poprzez stosowanie różnego typu zabiegów erystycznych. Co to jest „hejtowanie”? To umieszczanie w Internecie wpisów wyrażających naszą niechęć lub nienawiść. W przeciwieństwie do ogólnie przyjętych norm werbalnych – w hejterstwie jest modą i normą używanie wyrazów wulgarnych, wyzwisk, obrażanie, napiętnowanie, drwienie i wyśmiewanie. Trollowanie i hejtowanie to uprawianie – czasami nawet nieświadome – mowy nienawiści – czyli szczucie sfory. Nie dziwi, że takie zachowania wzbudzają wielkie konsensy, lajki i przyzwolenie społecznościowe, gdyż włączają w grupie instynkt stadny i zwalniają z indywidualnej odpowiedzialności za szerzenie treści moralnie nagannych – jeśli tylko otrzymują one akceptację społeczności.

Fejkami można nazwać również fałszywe podróbki artykułów z sensacyjnymi tytułami, które są powielane bezmyślnie jako najczęściej tragiczna, alarmująca wiadomość, o której powinni dowiedzieć się wszyscy nasi znajomi. Przykładem takich fejków pojawiających się ostatnio w polskim Internecie jest ten o gwałcie uchodźców islamskich na Polce oraz o zabójstwie polskiego dziennikarza w Syrii, któremu nieletni wojownik poderżnął gardło. Jednym z najbardziej jawnych fejków był ten spreparowany w czerwcu na podróbce strony portalu Onet z nieprawdziwymi słowami prezydenta elekta Andrzeja Dudy: „Emigranci to zdrajcy”.  Zastanawiając się dobrze – fejkiem może być również podsunięcie informacji o tym, że Polacy chcą przyjąć uchodźców w Auschwitz.

Jak działa fejk? Kiedy go powielamy bezmyślnie na naszych stronach realizujemy cele propagandowe jego autora, a przy okazji ułatwiamy kradzież danych z Facebooka. Jeżeli ktoś kliknie na taką sfałszowaną stronę tytułową artykułu – wchodzi na portal, który prosi go o potwierdzenie wieku, a później o przekazanie mu danych prywatnych z Facebooka, włącznie z adresem mailowym. To umożliwia zarówno włamania do poczty, jak i kradzież tożsamości.

Aleksander Dugin, jest autorem fundamentalnego tekstu na temat „wojny informacyjnej”: „Eurazja w wojnie sieciowej. Eurazjatycka sieć w przeddzień roku 2015” (w Polsce propagowany przez xportal.pl - http://xportal.pl/?p=18016). Nie zależnie od tego czy Dugin jest „szamanem Putina”, czy też jedynie popularnym rosyjskim nacjonalistą (jak próbuje się oczyścić jego wizerunek, nawet w poważniejszych zagranicznych mediach) – chyba nie jest on ojcem nowoczesnej „wojny informacyjnej”. Jeżeli mamy komuś nadać ten tytuł, to bardziej zasługiwałby na niego Yigal Carmon, współzałożyciel Middle East Media Research Institute, powstałego w 1998 r. i monitorującego media na Bliskim i Dalekim Wschodzie, zwłaszcza te w języku arabskim. Praca MEMRI polega na selekcjonowaniu i tłumaczeniu na inne języki materiałów – czasami dyskusyjnych - dotyczących ekstremizmu islamskiego. Od kilku lat przenikają one również do najbardziej racjonalnych polskich środowisk, kreując mit zagrożenia islamem jako religią i budując podatny grunt dla islamofobii.

Czym jest propaganda terrorystów islamskich z Isis (PI), mieliśmy okazję przekonać się właśnie przez Internet. Od najokrutniejszych, barbarzyńskich egzekucji nakręconych niczym najlepsza reklamówka po reportaż o tym, jak dobrze żyje się w samozwańczym kalifacie – powołanym w 2014 r. jako Państwo Islamskie w Iraku i Lewancie oraz instrukcje roznoszone przez blogi i media społecznościowe, informujące jak otrzymać jego paszport, i dotrzeć na jego terytorium. Wszystko to – mówiąc kolokwialnie – robione pod publiczkę Zachodu, niczym znakomity film akcji, włącznie z nowymi czystymi i wyprasowanymi pomarańczowymi kombinezonami, których prawdziwi bojownicy PI nie mogli by mieć na sobie. Do roli „aktorów terroru” wybierano zawsze wysokich, postawnych mężczyzn mniej więcej tego samego wzrostu i przypominających budową ludzi z Zachodu. Także w roli naczelnego rzeźnika „Jihadi Johna” obsadzono Mohammeda Emwazi, młodego informatyka urodzonego w Kuwejcie, ale pochodzącego z dobrze sytuowanej rodziny mieszkającej w Londynie. To on najlepiej swoim brytyjskim akcentem terroryzuje Zachód, dokonując okrutnych egzekucji na dziennikarzach oraz działaczach organizacji humanitarnych -amerykańskich i brytyjskich. Jego ofiary to: James Foley, Steven Sotloff, David Haines, Alan Henning, Peter Kassig.

Oczywiście, że okrutna i nieludzka propaganda PI przeraża, terroryzuje i prowadzi do paniki przed inwazją islamską, przed islamem i każdym muzułmanem – zwłaszcza, że Isis zagroziło, że podbije Europę, przez usta swojego pseudo-rzecznika Abu Muhammed Al Adnaniego: “Podbijemy Rzym, podepczemy wasze krzyże, zniewolimy wasze kobiety…”.
Odrażająca propaganda przyniosła jednak odwrotne skutki niż było to jej celem – egzekucja 21 Koptów egipskich, spalenie żywcem jordańskiego pilota Muatha al-Kasaesbeha, spowodowało,  że muzułmanie w krajach islamskich zamiast popierać i przyłączać się do Państwa Islamskiego, zaczęli się go bać i uciekać przed nim.

Teraz wojna wchodzi na następny poziom…

Byłoby naiwne lub jednostronne stwierdzenie, że w polskim Internecie toczy się tylko „wojna informacyjna” prowadzona przez Rosję. „Toksyczne memy” docierają do nas z różnych źródeł i z różnych stron – zarówno od eurazjatów, jak i atlantystów – a być może nawet od dżihadystów. Ich celem jest przestraszenie i sterroryzowanie społeczeństwa polskiego, podsycanie w nim nastrojów ksenofobicznych i antyeuropejskich, nastawienie go przeciwko Unii Europejskiej i w rezultacie osamotnienie Polski na arenie międzynarodowej.

Za moment eskalacji „wojny informacyjnej”, chyba - według deklaracji Aleksandra Dougina w jego artykule „Eurazja w wojnie sieciowej. Eurazjatycka sieć w przeddzień roku 2015” - można przyjąć grudzień 2014 r.: „Przyczyną napisania tego tekstu jest odezwa Władimira Putina do Rady Bezpieczeństwa FR i jednoczesne zatwierdzenie antyrosyjskiej rezolucji 758 w kongresie USA, komentując którą Hillary Clinton otwarcie oświadczyła, że „USA rozpoczyna wojnę informacyjną z Rosją” a kongresmen Eliot Engel dodał: „Nastał czas przyznać, że Rosja pod przywództwem Władimira Putina zagraża europejskiej niezależności i interesom USA w tym regionie”. W swoim komunikacie Putin powiedział: „Dla Rosji Krym, starożytny Korsuń, Chersonez, Sewastopol mają ogromne znaczenie cywilizacyjne i sakralne, tak jak Wzgórze świątynne w Jerozolimie dla tych, którzy wyznają islam i judaizm. I właśnie my ku nim takie uczucia żywimy i będziemy żywić zawsze”, czyli ogłosił stały kurs na odrodzenie niezawisłości i kontynentalnej mocy Rosji, a także jej sakralnej prawosławnej tożsamości. W odpowiedzi na to USA otwarcie przyznało, że „rozpoczynają wojnę informacyjną”, którą w rzeczywistości już od dawna przeciw nam prowadzą. Teraz ta wojna wchodzi na następny poziom.”

Nie mam najmniejszego zamiaru wspierać ideologii Aleksandra Dugina, i mimo wszystko jest mi bliższy atlantyzm od eurazjatyzmu, trzeba się niestety zgodzić z tym ostatnim zdaniem: „Teraz wojna wchodzi na następny poziom”. W związku z tym - także w polskim Internecie należy się spodziewać nowych fali „toksycznych memów” - widząc, że oficjalnym stał się już fakt, iż wojska rosyjskie walczą w Syrii, u boku Baszszar al-Asada… Dlatego też wszyscy powinniśmy zacząć uważać co powielamy i co piszemy na Fecebooku. Rozpoznanie dziś prawdziwej i fałszywej informacji jest bardzo trudne. Odróżnienie prawdy od propagandy jeszcze trudniejsze…

W wyniku ataku na World Trade Center i Pentagon zginęły łącznie 2973 osoby. Od tamtego 11 września upłynęło już 14 lat.
Trudno powiedzieć, że w wyniku prowadzonych w tym okresie wojen – zwanych „misjami pokojowymi” i w których Polska też brała udział, świat stał się bezpieczniejszym i lepszym miejscem do życia. Tylko od początku tego roku do Unii Europejskiej przybyło 432 tysiące migrantów. Na Morzu Śródziemnym od 1 stycznia 2015 r., zginęło 2760 ludzi. To już prawie tyle co w zamachu z 11 września 2001 r.

Aby przekonać światową opinię publiczną o konieczności ataku na Irak i usunięciu dyktatora Saddama Husajna wystarczyło w 2003 r., aby amerykański sekretarz stanu, gen. Colin Powell pokazał w telewizji małą buteleczkę z białym proszkiem, na dowód, iż iracki dyktator posiada broń biologiczną zagrażającą nam wszystkim. Od tamtego czasu nie staliśmy się mniej łatwowierni i mniej podatni na propagandową manipulację płynącą z różnych stron…

Od 2001 roku - chcąc, czy nie chcąc – jesteśmy w stanie wojny, od której tylko próbujemy odwracać oczy…

Agnieszka Zakrzewicz
Rzym, 11 września 2015 roku

giovedì 10 settembre 2015

Polska polem "wojny informacyjnej"


Czy media są obiektywne? Nie! Czy kiedykolwiek były lub będą? Nie! Czy należy tego od nich wymagać? Chyba nawet nie… Trzeba jednak nauczyć się oddzielać propagandę od informacji.

Propaganda istniała zawsze i zawsze było jej celem manipulować masami ludzi. Udało się jej osiągać fantastyczne cele przestawiający miliony umysłów z jednego, na inny tor myślenia, doprowadzając do traktowania fałszu jako prawdy, do fałszowania rzeczywistości, do fanatyzmu, do pełnego akceptowania systemów totalitarnych, do przemilczania i ukrywania zbrodni, a nawet do dokonywania zbiorowych mordów.

Przeciętny umysł masowego odbiorcy nie jest przyzwyczajony do oceny jakości informacji oraz do sprawdzenia jej źródeł. To co widzi na zdjęciu, filmie lub czyta w tytule – przyjmuje i kodyfikuje jako prawdę, reagując na nią emocjonalnie. Od pewnego już czasu mamy do czynienia z nasileniem się nowego typu wojny informacyjnej, której narzędziem są media społecznościowe, fora internetowe, niezależne blogi, portale, platformy informacyjne. „Wojna informacyjna” prowadzona w Internecie jest skorelowana silnie z działalnością agenturalną różnych wywiadów. Fantastyczny przykład zaskakujących działań tego typu pokazała Rosja w momencie rozpoczęcia i nasilenia się konfliktu ukraińskiego. Od wielu lat jednak działania takie prowadzą wywiady izraelski i amerykański. Prowadzi je z dużym sukcesem samozwańczy kalifat. Praktycznie jednak w „wojnie informacyjnej” zaczynają brać udział wszyscy.

To zabrzmi teraz jak fanta-polityka – ale wyobraźcie sobie, że istnieją na świecie biura wyposażone w komputery, do których przychodzą codziennie bardzo inteligentni ludzie i preparują materiały informacyjne, zdolne przy pomocy siły działania emocjonalnego przestawić nastroje opinii publicznej i każdego z was. Materiały te są następnie tłumaczone na różne języki i w sposób bardzo dyskretny wprowadzane do sieci. Za pomocą Internetu rozprzestrzeniają się jak wirus, wywołując masowy terror, strach, panikę, nienawiść.
Jak napisał Kazimierz Wóycicki – Działania w Internecie – świecie wirtualnym – mają prowadzić do działań w świecie jak najbardziej rzeczywistym. Ostatecznym celem wojny informacyjnej nie jest tylko sukces propagandowy, lecz wygranie wojny, zdobycz terytorialna, wpływ i władza.”

Baczni obserwatorzy mediów wiedzą dobrze, że jednym z propagandowych pól działań „wojny informacyjnej” jest islamofobia. Ulubionym celem ataków są środowiska skrajnie prawicowe lub lewicowe, a także środowiska antysystemowe, krytykujące nieudolność demokracji i bardzo podatne na manipulacje. Przedmiotem działań „wojny informacyjnej” jest destabilizacja demokracji zachodnich – w tym Unii Europejskiej, polegająca na zastraszeniu, skłóceniu i rozbiciu jedności jej społeczeństw poprzez wykorzystanie strachu przed obcym i terroru islamskiego. Już od dłuższego czasu można zauważyć, że obiektem ataków „wojny informacyjnej” jest polski Internet – ponieważ Polska jako duży, katolicki kraj z byłej Europy Wschodniej, ze swoim post-totalitarnym, niedojrzałym demokratycznie społeczeństwem – jest doskonałym aktorem komedii propagandy, nadającym się świetnie jako narzędzie destabilizacji, osłabienia, a nawet rozbicia Europy. Od dłuższego czasu wiadomo, że nasi ukochani bracia ze Wchodu prowadzą szeroko zakrojoną „wojnę informacyjną”. Od dziś wiadomo, również, że wojska rosyjskie walczą w Syrii, tak jak walczyły na Ukrainie.
A to co tu widzicie nie jest niczym innym, jak atakiem na polski Internet…

Agnieszka Zakrzewicz

Polecam

Internet i „wojna informacyjna” prezydenta Putina. Raport Akademii Krzyżowa






mercoledì 14 gennaio 2015

Książki to grzech


A więc na czym stanęliśmy…? Od czego zacząć? Zbyt długo odwracaliśmy głowy i zamykaliśmy oczy, a teraz musimy otworzyć je nagle szeroko. Patrzę na zdjęcie zrobione w Nigerii. Resztki spalonych pojazdów, opony, taczka. Z tyłu, na tle drewnianych baraków wyczekujący ludzie. Ciemnoskórzy, ubrani w większości w dżinsy i koszule. Kobiety w tradycyjnych kolorowych strojach afrykańskich. Na ich twarzach nie widać nawet przerażenia… stoją w otępieniu, zrezygnowani. Żadnej teatralności rozpaczy do jakiej przyzwyczaiły nas media.

Po zamachu w Nigerii, dokonanym przez dwie dziewczynki
 
W sobotę, 10 stycznia 2015 roku w Maiduguri – mieście położonym w północno-wschodniej Nigerii i liczącym ponad 1 milion mieszkańców - dziesięcioletnia dziewczynka mająca pod ubraniem pas z ładunkiem wybuchowym weszła na rynek. To było w południe - targ też był pełen kobiet i dzieci. Świadkowie opowiadali potem, że małą kamikadze rozerwało na pół. Jedna połówka poleciała jak piłka na odległość kilkuset metrów. Kiedy posprzątano resztki ciał, doliczono się 20 zabitych i 18 ciężko rannych. Nie wiadomo czy dziewczynka wysadziła się sama, czy ktoś zrobił to na odległość. Przy wejściu zatrzymała ją policja, by ją przeszukać. Wtedy bomba wybuchła. Policjanci zginęli na miejscu. Być może dziecko nie było nawet świadome tego, co je czeka, w co je ubrano... Już w grudniu ubiegłego roku dwie kobiety wysadziły się na tym samym rynku zabijając 10 osób. Boko Haram do zamachów bombowych użył kobiet po raz pierwszy w czerwcu ubiegłego roku. Został utworzony nawet specjalny oddział kobiecy - bo z powodów kulturalnych trudno je przeszukiwać. Emancypacja w islamie odbywa się na naszych oczach - kobiety awansują w hierarchii społecznej jako kamikadze lub nałożnice bojowników dżihadu.
W grudniu ubiegłego roku zatrzymano pierwszą dziewczynkę z ładunkiem pod sukienką. Udało się unieszkodliwić bombę. Ze łzami w oczach wyznała, że to ojciec ją tak ubrał by została męczennicą i poszła do nieba...
Zamach w Maiduguri przeszedł niemal nie zauważony. Cały świat był jeszcze w szoku po ataku na siedzibę francuskiego tygodnika satyrycznego Charlie Hebdo. Trzy dni wcześniej, 7 stycznia, dwaj Francuzi pochodzenia algierskiego Saïd i Chérif Kouachi, krzycząc “Pomścimy Proroka!”, wdarli się do budynku, zabijając 12 osób (w tym 9 pracujących w redakcji, głównie dziennikarzy i rysowników, oraz 2 policjantów) i raniąc 11 osób. W piątek, dzień przed zamachem w nigeryjskiej Maiduguri, inny ciemnoskóry Francuz - Amedy Coulibaly wziął zakładników w sklepie z żywnością koszerną we wschodniej części Paryża. Został zastrzelony podczas szturmu antyterrorystów. Zdołał zabić czterech ludzi. Dzień wcześniej zastrzelił z zimną krwią także francuską policjantkę. Bracia Said i Cherif Kouachi zostali zabici przez policję. Zdjęć ciał martwych terrorystów nigdy nie pokazano. Podobno były rozdarte przez pociski, ale także dlatego, aby nie tworzyć kultu islamskich męczenników.

Zagłada w Badze
Kiedy w niedzielę 11 stycznia 2015 roku w Paryżu odbywała się milionowa manifestacja przeciwko terroryzmowi i wszyscy trzymali w ręku kartki: JE SUIS CHARLIE oraz kolorowe ołówki, a przywódcy wielu krajów maszerowali w pierwszym rzędzie, ale kilkanaście metrów przed tłumem ze względów bezpieczeństwa, z Nigerii nadeszła kolejna wiadomość.
Na lokalnym rynku w Potiskum, gdzie sprzedawano używane telefony oraz ich części, które Europejczycy wyrzucili na śmieci i które kończą na wysypiskach sprzętu elektronicznego w Afryce, do akcji wkroczyły dwie kolejne małe kamikadze. Miały trochę więcej niż 10 lat. Podjechały trójkołowym pojazdem. Pierwsza wysiadła i wysadziła się w powietrze, podczas gdy druga była jeszcze w środku. Zginęły 3 osoby, co najmniej 43 zostały ranne.
Podczas gdy my opłakiwaliśmy rysowników z Charlie Hebdo, przyklejeni do telewizorów z zapartym tchem, uczestnicząc "11 września Europy" - a przynajmniej we wstępie do niego - w Nigerii, dżihadyści z Boko Haram dokonali prawdziwej Zagłady. Terroryści zaatakowali znajdującą się w Badze, nad jeziorem Czad, bazę wojskową, domy i otaczające miasto wioski. W rzezi trwającej od 3 do 7 stycznia b.r., - jak wynika z doniesień - zginęło ponad 2 tysiące osób. Dokładna liczba ofiar nie została jednak jeszcze oszacowana. Dżihadyści podpalali domy, rzucali granaty i strzelali do tych, którzy próbowali ratować się z płomieni, uciekając do jeziora. Świadkowie, którzy przeżyli opowiadali, że "ludzie ginęli jak muchy". Jedna z osób mówiła, że przez kilka kilometrów musiała iść po trupach...
Oglądam zdjęcie z "drugiego obiegu" z Zagłady w Badze, w małej rozdzielczości zrobione telefonem komórkowym. Trupy. Same trupy. Ciała ludzkie bez życia zwalone na ziemi jedno na drugim i wyjęte z kontekstu. Myślę sobie: "Boże mój! - jeśli istniejesz i jakiekolwiek masz imię..." Ile ja już w życiu widziałam takich fotografii? - zastanawiam się przez moment i powtarzam w myślach za Wirginią Woolf: “Wśród zdjęć jakie nadeszły z frontu poranną pocztą, jest jedno, na którym widzi się ciało ludzkie tak okaleczone, że przypomina zarżniętego prosiaka”.

Przymykamy oczy aż do skutku
A jednak na działalność Boko Haram od lat zamykamy oczy, odwracamy głowy - bo jesteśmy bezsilni. Radykalna bojówka islamska chcąca wprowadzenia szariatu we wszystkich prowincjach Nigerii, której tylko połowa ludność jest muzułmanami, powstała w 2002 roku. Centrala sekty znajdowała się właśnie w Maiduguri do śmierci swojego założyciela Ustaza Mohammeda Yusufa (zabitego oficjalnie przez policję podczas ucieczki w 2009 r.). Potem kierownictwo przejęła Szura. Sektę ekstremistów zaczęto nazywać nigeryjskimi talibami. Pięć lat temu nigeryjscy dżihadyści zadeklarowali się jako Sunnickie braterstwo wykonujące Świętą Wojnę i nawiązali współpracę z Frontem Obrony Muzułmanów w Czarnej Afryce, Al-Kaidą Islamskiego Magrebu, somalijską Asz-Szabab oraz tym co pozostało z afgańskiej Al-Kaidy. Najpierw Stany Zjednoczone namawiały rząd Nigerii do pokojowych negocjacji z Boko Haram, w końcu jednak 13 listopada 2013 r., została ona wpisana na listę organizacji terrorystycznych. 24 sierpnia 2014 w Gwozie, Boko Haram proklamowała powstanie "islamskiego kalifatu" i ogłosiła lojalność wobec tzw. Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie (kierowanego obecnie przez Abu Bakr al-Baghdadiego). Od tego momentu nigeryjscy fanatycy islamscy rozpoczęli krwawą ofensywę terroru mającą na celu opanowanie całego kraju i ustanowienie w nim szariatu. Według Amnesty International dżihadyści nigeryjscy odpowiadają za śmierć 14 tys. osób, a w wyniku ich akcji swoje domy opuściło ponad 1,5 miliona uchodźców. 14 lutego br. w Nigerii mają się odbyć wybory prezydenckie. Goodluck Jonathan rządzący od 2010 r., jest już praktycznie na straconej pozycji - gdyż Boko Haram opanowało 70% kraju. Nigeria licząca ponad 170 mln ludności jest najludniejszym krajem Afryki, który wkrótce stanie się najprawdopodobniej kolejnym kalifatem islamskim po tych utworzonych już w Iraku i Syrii oraz w Libii.
Nazwa Boko Haram jest interpretowana jako "Książka to grzech". Talibowie nigeryjscy chcą zakazać całkowicie zachodniej oświaty, zamknąć uniwersytety publiczne, zakazać dziewczętom uczęszczania do szkół. Przez te wszystkie lata wsławili się napadami na uczelnie i kościoły, zabijaniem studentów i chrześcijan nawet przy pomocy maczet, a także porywaniem dziewcząt jako niewolnic dla wojowników. W kwietniu ubiegłego roku uprowadzili 230 uczennic ze szkół w Chibok, które trafiły do "świętych haremów". Niektóre z nich uciekły i gdy opowiedziały swoje historie świat się obruszył... Po pozostałych słuch zaginął.

Dzieci, które będą zabijać

Niestety to nie koniec porcji codziennego horroru, który stał się już naszym chlebem powszednim. "Wśród zdjęć jakie nadeszły z frontu poranną pocztą jest jeszcze jedno..." - myślę sobie. Zawsze to obraz, chociaż to film... Żyjemy w epoce multimedialnej i propaganda stała się dziś bardzo wyrafinowana. Wideo pokazujące scenę egzekucji wykonywanej przez niespełna dziesięcioletniego chłopca na dwóch dorosłych mężczyznach zostało opatrzone logiem Al-Hayat Media przypisywanym ISIS. Niektóre fotogramy pojawiły się na Site (Search for International Terrorist Entities Intelligence Group). Pierwsza część siedmiominutowego filmu przedstawia przesłuchanie skazańców, którzy przyznają się do tego, że są rosyjskimi agentami FSB, którzy podszyli się pod wojowników, aby śledzić Państwo Islamskie w Iraku i Lewancie - jeden z więźniów mówi, że nazywa się Mamajew Jambulat i jest z Kazachstanu, drugi Ashimov Sergej Nikolajawich i wyznaje, że jego zadaniem było zabić lidera ISIS. Po przesłuchaniu zmiana scenografii - w otwartym polu dwóch więźniów klęczy z rękoma związanymi z tyłu. Za ich plecami pojawia się człowiek w stroju islamskiego dżihadysty i mały chłopiec z pistoletem w ręku o azjatyckich rysach twarzy. Mężczyzna czyta wyrok, potem dziecko bez zawahania podnosi pistolet i go wykonuje, strzelając w tył głowy rosyjskich szpiegów. Jest dumny i uśmiechnięty. Na koniec filmu pytany: "Co chce robić jak dorośnie?", odpowiada z niewinną radością: "Chcę być dzihadystą!".
Czy wideo nakręcone profesjonalnie pokazuje prawdziwą egzekucję? Nie wiemy i aż nie możemy w to uwierzyć... Osiągnęło jednak swój cel - uderzyło w serca, niczym pocisk.

Rzeź niewiniątek
Na koniec oglądam inne zdjęcie - dwie małe dziewczynki z chustkami na głowach, trzymając się za rączki idąc do szkoły. Niosą książki w żółtym worku. Powrót do normalności w Peszawarze, gdzie zaledwie miesiąc temu - 16 grudnia 2014 r., sześciu fanatyków islamskich dokonało zamachu. Napastnicy wysadzili samochód na tyłach szkoły i tym odwrócili uwagę strażników, a następnie przedarli się na teren budynku. Grupa talibów otworzyła ogień do uczniów. Terroryści gonili dzieci, strzelali do nich, niektóre spalili żywcem. Zginęło wtedy 145 osób (w tym 132 dzieci, w większości w wieku 12-18 lat). Po dziewięciu godzinach oblężenia wojsko zabiło zamachowców.
Patrząc na to zdjęcie i myśląc o świeżych i bolesnych wydarzeniach w Peszawarze, przypominam sobie inną Zagładę. Minęło 10 lat i jakbym raz jeszcze oglądała okrutny, krwawy, prawie ten sam koszmarny film...
1 września 2004 roku, pierwszego dnia roku szkolnego, szkoła w Biesłanie, w Północnej Osetii w Rosji została opanowana przez grupę uzbrojonych terrorystów należących do sił czeczeńskiego dowódcy polowego Szamila Basajewa. Teren szkoły został otoczony przez policję i jednostki rosyjskich sił specjalnych. Prowadzono negocjacje z napastnikami, po dwóch dniach, aby uniemożliwić ucieczkę terrorystom, nastąpił szturm wojsk rosyjskich. W jego wyniku zginęły 334 osoby, a ok. 700 zostało rannych, z czego 450 osób trafiło do szpitali. Zginęło też 32 napastników. Według oświadczenia prezydenta Władimira Putina w ataku zginęło 11 żołnierzy służb specjalnych, a kilkudziesięciu zostało rannych.

"Boże mój! Jeżeli istniejesz i jakiekolwiek masz imię... Jak możesz patrzeć spokojnie na wszystkie te rzeczy?" - myślę sobie - "Jak możesz pozwolić by ludzie dokonywali tak okrutnych zbrodni w Twoim imieniu, krzycząc przy tym, że jesteś wielki?"

Agnieszka Zakrzewicz